Dzięki dobrym ludziom szczęśliwie kończą się zaplątane losy bezdomnych kotów z Ostródy. Dziś Maciejka i Gramek ufnie mruczą do ucha swoim nowym właścicielom. A było już tak źle...
Historia Maciejki jest tak typowa, że można by ją powtarzać w nieskończoność. Typowa dla zwierzaka, którego nikt nie chce. Nie wiadomo, kiedy i gdzie ujrzała ten świat. Wiadomo, kiedy trafiła po raz pierwszy na dobrego człowieka. Był to 4 października 2010 roku, gdy obchodzimy Światowy Dzień Zwierząt.
Maciejka mogła mieć wówczas około roku, chociaż była bardzo malutka. Nie był to dla niej łatwy rok, ale dzień raczej szczęśliwy, bo została znaleziona przez małego chłopca przy drodze w Ostródzie. Leżała obok jezdni, cichutko miaucząc. Mogła mieć wypadek samochodowy. Chłopiec zachował się wzorowo i zabrał kotkę do weterynarza z nadzieją, że ją uratuje.
Szukamy milusińskiego kociaka!
Uwaga internauci! Szukamy milusińskiego kociaka! CZEKAMY NA ZDJĘCIA WASZYCH PUPILI! Przyślijcie zdjęcie na adres: internet@gazetaolsztynska.pl (temat maila - milusińskie koty). 17 lutego obchodzimy międzynarodowe święto wszystkich kotów, tych rasowych i dachowców. Wówczas okaże się, który kociak jest najmilszy. Zapraszamy do zabawy!
Trudny powrót do zdrowia
Okazało się, że to niełatwe. Nie mogła stać na łapkach, a prześwietlenia wykazały, że kręgosłup i kości są całe, jednak Maciejka jest sparaliżowana, ma porażone wszystkie cztery łapy.
Nie było wiadomo, czy kiedykolwiek będzie jeszcze chodzić. Weterynarz sugerował uśpienie, żeby zwierzę się nie męczyło. Maciejka miała jednak więcej szczęścia tego dnia i trafiła na kolejnych dobrych ludzi — wolontariuszki ostródzkiego Alarmowego Funduszu Nadziei na Życie, fundacji, które od wielu lat pomaga bezdomnym zwierzętom. Kotka trafiła pod ich opiekę.
— Okazało się, że kotka ma zaburzenia neurologiczne, chociaż czucie w łapach było zachowane — opowiada wolontariuszka Dorota, u której przez kilkanaście tygodni mieszkała Maciejka. — Codziennie jeździliśmy z nią na kroplówkę. Była też rehabilitowana w domu. Wszystko znosiła z wielką cierpliwością. Za to przepięknie mruczała... Leczenie przyniosło efekty. Maciejka zaczęła najpierw niepewnie stąpać, po kolejnych wielu dniach rehabilitacji, także chodzić bez problemów.
Długa podróż do domu
W tym samym czasie fundacja rozpoczęła szukanie domu dla Maciejki na portalach internetowych. I tak Maciejka trafiła na panią Anię spod Wrocławia. — Znaleźliśmy dla Maciejki dom przez portal www.miau.pl, który odwiedzaj miłośnicy kotów — mówią wolontariuszki z fundacji. — Pani Ania ma już kilka kotów i chciała zaopiekować się kolejnym.
Teraz trzeba było wysłać Maciejkę w długą podróż do domu. Musiała przejechać jakieś 450 kilometrów. I znów pomogli inni. Fundacja ma wszędzie „swoich” ludzi.
— Pan Piotr z firmy przewozowej dowiedział się właśnie, że ma kurs bezpośrednio do Wrocławia — opowiadają wolontariuszki. — Miałyśmy tylko dwie godziny na znalezienie kogoś, kto odbierze kotkę na miejscu, bo jej nowy dom był jeszcze dalej, 40 kilometrów za Wrocławiem. I znów udało się dzięki portalom internetowym.
Gdy po kilkugodzinnej podróży kotki w kontenerze, dojechali szczęśliwie o 5 rano do stolicy Dolnego Śląska, tam już czekała inna wolontariuszka, u której Maciejka spędziła kolejne kilka godzin. Potem trafiła do swojego nowego domu.
Dziś można jej zdjęcia podziwiać na stronie internetowej fundacji. Mruży oczy i mruczy z zadowolenia wtulając się w ramiona nowej pani.
Czarnych kotów nigdy dość
Historia, czarnego jak węgiel, kota Gramka jest trochę z innej bajki, ale też się dobrze kończy. Kolor czarny przyniósł mu szczęście. Zaczęło się od tego, że do jednej z lecznic w Ostródzie przyniosła go starsza kobieta. Kot miał jakieś 10 lat i był zdrowy, ale pani chciała go uśpić. Lekarz odmówił, bo nie można ot tak, bez powodu, uśpić zwierzaka. I znów interweniowały wolontariuszki fundacji.
Uprosiły panią, by jeszcze kilka dni zgodziła się przetrzymać Gramka w domu, zanim coś dla niego znajdą. Jak się okazało, kot należał do córki starszej pani, która kilka lat temu wyjechała do Anglii i zostawiła kłopot matce. Starsza pani nie miała już siły zajmować się zwierzakiem, który wymagał kilka razy dziennie wyprowadzania na spacer i wpadła na pomysł, by go uśpić. Fundacja zaczęła szukać mu domu.
Wśród zaprzyjaźnionych opiekunów zwierząt, była pewna pani z Warszawy. Adoptowała już wcześniej kilka bezdomnych kotów, miała ich osiem, czy dziewięć. Tylko zawsze stawiała jeden warunek: kot musi być czarny, co bardzo dziwiło wolontariuszki. Zapytały więc: A dlaczego musi być czarny? Padła odpowiedź: — Mam same czarne i mąż się nie doliczy... Na szczęście Gramek był czarny i powiększył rodzinę kotów pani z Warszawy.
Maciejka mogła mieć wówczas około roku, chociaż była bardzo malutka. Nie był to dla niej łatwy rok, ale dzień raczej szczęśliwy, bo została znaleziona przez małego chłopca przy drodze w Ostródzie. Leżała obok jezdni, cichutko miaucząc. Mogła mieć wypadek samochodowy. Chłopiec zachował się wzorowo i zabrał kotkę do weterynarza z nadzieją, że ją uratuje.
Szukamy milusińskiego kociaka!
Uwaga internauci! Szukamy milusińskiego kociaka! CZEKAMY NA ZDJĘCIA WASZYCH PUPILI! Przyślijcie zdjęcie na adres: internet@gazetaolsztynska.pl (temat maila - milusińskie koty). 17 lutego obchodzimy międzynarodowe święto wszystkich kotów, tych rasowych i dachowców. Wówczas okaże się, który kociak jest najmilszy. Zapraszamy do zabawy!
Trudny powrót do zdrowia
Okazało się, że to niełatwe. Nie mogła stać na łapkach, a prześwietlenia wykazały, że kręgosłup i kości są całe, jednak Maciejka jest sparaliżowana, ma porażone wszystkie cztery łapy.
Nie było wiadomo, czy kiedykolwiek będzie jeszcze chodzić. Weterynarz sugerował uśpienie, żeby zwierzę się nie męczyło. Maciejka miała jednak więcej szczęścia tego dnia i trafiła na kolejnych dobrych ludzi — wolontariuszki ostródzkiego Alarmowego Funduszu Nadziei na Życie, fundacji, które od wielu lat pomaga bezdomnym zwierzętom. Kotka trafiła pod ich opiekę.
— Okazało się, że kotka ma zaburzenia neurologiczne, chociaż czucie w łapach było zachowane — opowiada wolontariuszka Dorota, u której przez kilkanaście tygodni mieszkała Maciejka. — Codziennie jeździliśmy z nią na kroplówkę. Była też rehabilitowana w domu. Wszystko znosiła z wielką cierpliwością. Za to przepięknie mruczała... Leczenie przyniosło efekty. Maciejka zaczęła najpierw niepewnie stąpać, po kolejnych wielu dniach rehabilitacji, także chodzić bez problemów.
Długa podróż do domu
W tym samym czasie fundacja rozpoczęła szukanie domu dla Maciejki na portalach internetowych. I tak Maciejka trafiła na panią Anię spod Wrocławia. — Znaleźliśmy dla Maciejki dom przez portal www.miau.pl, który odwiedzaj miłośnicy kotów — mówią wolontariuszki z fundacji. — Pani Ania ma już kilka kotów i chciała zaopiekować się kolejnym.
Teraz trzeba było wysłać Maciejkę w długą podróż do domu. Musiała przejechać jakieś 450 kilometrów. I znów pomogli inni. Fundacja ma wszędzie „swoich” ludzi.
— Pan Piotr z firmy przewozowej dowiedział się właśnie, że ma kurs bezpośrednio do Wrocławia — opowiadają wolontariuszki. — Miałyśmy tylko dwie godziny na znalezienie kogoś, kto odbierze kotkę na miejscu, bo jej nowy dom był jeszcze dalej, 40 kilometrów za Wrocławiem. I znów udało się dzięki portalom internetowym.
Gdy po kilkugodzinnej podróży kotki w kontenerze, dojechali szczęśliwie o 5 rano do stolicy Dolnego Śląska, tam już czekała inna wolontariuszka, u której Maciejka spędziła kolejne kilka godzin. Potem trafiła do swojego nowego domu.
Dziś można jej zdjęcia podziwiać na stronie internetowej fundacji. Mruży oczy i mruczy z zadowolenia wtulając się w ramiona nowej pani.
Czarnych kotów nigdy dość
Historia, czarnego jak węgiel, kota Gramka jest trochę z innej bajki, ale też się dobrze kończy. Kolor czarny przyniósł mu szczęście. Zaczęło się od tego, że do jednej z lecznic w Ostródzie przyniosła go starsza kobieta. Kot miał jakieś 10 lat i był zdrowy, ale pani chciała go uśpić. Lekarz odmówił, bo nie można ot tak, bez powodu, uśpić zwierzaka. I znów interweniowały wolontariuszki fundacji.
Uprosiły panią, by jeszcze kilka dni zgodziła się przetrzymać Gramka w domu, zanim coś dla niego znajdą. Jak się okazało, kot należał do córki starszej pani, która kilka lat temu wyjechała do Anglii i zostawiła kłopot matce. Starsza pani nie miała już siły zajmować się zwierzakiem, który wymagał kilka razy dziennie wyprowadzania na spacer i wpadła na pomysł, by go uśpić. Fundacja zaczęła szukać mu domu.
Wśród zaprzyjaźnionych opiekunów zwierząt, była pewna pani z Warszawy. Adoptowała już wcześniej kilka bezdomnych kotów, miała ich osiem, czy dziewięć. Tylko zawsze stawiała jeden warunek: kot musi być czarny, co bardzo dziwiło wolontariuszki. Zapytały więc: A dlaczego musi być czarny? Padła odpowiedź: — Mam same czarne i mąż się nie doliczy... Na szczęście Gramek był czarny i powiększył rodzinę kotów pani z Warszawy.