Internauta: Nie sądziłem, że doczekam takich czasów. Zachciało mi się tradycyjnego karpia. W zamieć i zawieję poszedłem do sklepu i poprosiłem o 2 średnie, takie po 1,5kg karpiki… Już czułem ten smak mojej ulubionej rybki w galarecie, kiedy pani zapytała "czy mam kubełek" ? Zbaraniałem…
Zacząłem drążyć temat. Nie mogłem zrozumieć, jakie mogły być rozsądne motywy takowego zarządzenia. Ekspedientka zaczęła mi argumentować, że chodzi o humanitarne traktowanie ryb.
Zacząłem rozważać:
- Jest -10 na dworze i zanim dojdę do domu jest duża szansa, że karpie mi po drodze zamarzną i przyniosę karpia w lodzie, żeby potem go przerobić na karpia w galarecie.
- Wsiadam do autobusu, żeby uniknąć zamarznięcia ryb i karpie zaczynają chlapać na współpasażerów i mogę dostać po pysku lub co też z nie jest przyjemne mogę zostać obluzgany
- wsiadam z kubełkiem do swojego samochodu i mam przez cały rok zapach karpia z wychlapanej wody (czyli wspomnień czar) przez dłuższy czas.
- mogę znaleźć kubełek z pokrywką, ale nie wiem, czy ktoś się nie przyczepi do mnie, że metraż dla 2 karpi jest za mały w danym kubełku
Zaproponowałem więc, by sprzedawczyni uśmierciła mi owe karpie, a ja polecę po trumienki gustowne, żeby nie być posądzonym o profanowanie zwłok. Ta jednak odpowiedziała, że nie będzie mi tu mordować karpia, bo ona nie będzie sobie obciążać sumienia...
Sytuacja patowa... Stojący za mną mężczyzna, zaproponował żebym kupił co jest i poczekał na roztopy, wtedy będę mógł wziąć karpie na smycz i same do domu mnie pociągną ...
Czy to ja jestem wariat, czy to ten świat już nie jest do przyjęcia dla ludzi trzeźwych ???...
dziul, >>> internauta forum.wm.pl
*skróty pochodzą od redakcji